kacpersky: @gorzky
święte słowa. Kibice zapominają, że David jako jedyny reprezentował w erze post-fergusonowskiej sensowny poziom na przestrzeni tych 10 lat i kiedy cały zespół grał piach, on jeden potrafiłÂ wyratować zespół. Zwróćmy też uwagę na to z jakimi obrońcami przychodziło mu grać - umówmy się, że to nie była topka europejska, koledzy nie ułatwiali mu gry. Również pomimo żałosnej historii z faksem nie powiedział o klubie złego słowa, był oddany barwom i kibicom. Dodajmy do tego jego znaczenie w szatni, w której pomagał odnaleźć się nowym zawodnikom; odpowiedzialność za błędy (ile razy widzieliśmy go w wywiadzie pomeczowym, w którym brał na siebie porażki?); kulturę wypowiedzi. To nie są cechy, które ma każdy, szczególnie ci grający w klubie daleko odstającym od ich umiejętności (bo pamiętajmy, że długi czas De Gea był jedyną jasno świecącą gwiazdą w line-upie). Wyobrażam sobie na luzie, że niejeden zdolny piłkarz po takich rozczarowaniach jakich doświadczył David mówiłby o klubie złe rzeczy, podpuszczał kibiców i szukał drzwi wyjściowych.
Dla mnie to jest ostatni link łączący nas sportowo ze "starymi czasami", cieszę się, że odcinamy pępowinę, ale z drugiej strony zawsze trochę tęskno za nim będzie. Powodzonka i szerokości w dalszej karierze. Myślę, że USA albo ciepłe Włochy to powinny być następne przystanki na jego drodze. Na grę w Arabii jeszcze przyjdzie czas, bo daleko Davidowi do wieku emerytalnego.