Prywatność na
DevilPage.pl

W serwisach DevilPage.pl korzystamy z plików cookies, aby zapewnić Wam wygodę, bezpieczeństwo i komfort użytkowania stron. Cookies wykorzystywane są m.in. do personalizacji reklam. Szczegółowe informacje na temat plików cookies znajdziesz w naszym dziale Polityka Cookies. Korzystając z serwisu akceptujesz także postanowienia naszego Regulaminu.

Akceptuję pliki Cookies i Regulamin

12 dni z Cantoną: Magia Erica

» 19 grudnia 2012, 00:00 - Autor: apricotka - źródło: manutd.com
Jako piłkarz i idol trybun Eric Cantona wniósł na Old Trafford magię i mistycyzm. Urodzony zwycięzca oraz showman, był zagadkową i wpływową postacią zarówno dla zawodników jak i fanów w okresie, gdy angielski futbol złapał kontynentalnego bakcyla.
12 dni z Cantoną: Magia Erica
» Wielu byłych kolegów z szatni Cantony twierdzi, że Francuz miał w sobie magię
Andy Cole dołączył do United w styczniu 1995 roku i od razu poznał sprzeczną naturę charakteru Francuza. Podczas debiutanckiego spotkania podziwiał Cantonę-lidera, zapewniającego drużynie zwycięstwo, gdy dzięki główce Króla po świetnym dośrodkowaniu Ryana Giggsa Czerwone Diabły pokonały rywali w walce o tytuł, Blackburn Rovers. Gdy 4 dni później na Selhurst Park Cole odkrył mroczną stronę Cantony, sytuacja w lidze znacząco się zmieniła.

Pamiętam, że strzelił jedynego gola podczas mojego debiutu przeciwko Blackburn, a w następnym meczu zaatakował fana Crystal Palace, wspomina Cole w wywiadzie z oficjalną stroną klubu. Przedstawił mi się już w pierwszych dwóch spotkaniach. Zdecydowanie nie spodziewałem się czegoś takiego, a piłka nożna jest przecież pełna niespodzianek. Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Podobnie jak wielu osobom, otwarło mi to oczy.

Nie można jednak zapominać o innych rzeczach, które klub zawdzięcza Cantonie, o jego zasługach: wpływie na młodych zawodników i zdobywaniu trofeów. Pamiętam okres zwycięstw 1-0, w których to właśnie Eric trafiał do siatki. Stać go było na tego typu inspirowanie zespołu.


W 18 meczach sezonu 1994/1995 Cole strzelił 12 goli, choć w najlepszej formie znalazł się dopiero po przejściu Cantony na emeryturę w 1997 roku – jak słynny rocznik 92’, napastnik wciąż się uczył. Gra z Erikiem sprawiała mi przyjemność i próbowałem się od niego uczyć, podobnie jak od innych dobrych zawodników.

Kiedy trafiłem do United, wciąż byłem młody, ale nigdy nie miałem problemów z aklimatyzacją w klubie; po prostu dopasowywałeś się do systemu i stawałeś się jego częścią, akceptowałeś go. Starsi zawodnicy zajmowali swoją pozycję, ale dopiero na Old Trafford zdałem sobie sprawę z tego, że wszyscy okazywali im szacunek głównie przez sukces, jakim ci doświadczeni piłkarze mogli się pochwalić. Bardzo mi się to spodobało. Właśnie dlatego wszyscy tak świetnie się ze sobą dogadywali. W zespołach, w których grałem, zawsze byliśmy rodziną na boisku oraz poza nim. Śmieszne, że nikt nie mógł pozwolić sobie na zbyt wiele podczas meczy. Jeżeli czułeś, że potraktowano cię niesprawiedliwie, koledzy z drużyny wspólnie wymyślali zemstę i rozwiązywali twój problem. Taki zespół to skarb. Zwłaszcza jeśli należą do niego wszyscy koledzy z szatni.

Kiedyś rozmawiałem z Bryanem Robsonem na temat Cantony i Robbo trafnie powiedział, że Eric wniósł na Old Trafford tę szczyptę magii, której klub potrzebował. Stał się katalizatorem. Zespół składał się z ciężko pracujących, utalentowanych piłkarzy – których talent uwolniła dopiero magia Erica. Jego przybycie wprowadziło do drużyny fantazję i polepszyło jakość gry już i tak świetnych zawodników. Przy czym United nie stali się zespołem jednego gracza. Cantona po prostu uzupełniał kolegów i dawał od siebie ten nieuchwytny dodatek. Udało mu się osiągnąć na Old Trafford wspaniały sukces i na zawsze pozostanie legendą klubu.


Erik – a także United i angielski futbol – szczęśliwie załapali się na wzrost popularności Premier League oraz napływ zagranicznych talentów na wyspiarskie boiska. Kiedy Cantona przybył do Anglii, bardzo różnił się od rodzimych piłkarzy. Zachowywał się po francusku, roztaczał mistyczną aurę. Ludzie kochali go za to, że był boiskowym showmanem i atrakcją tłumów. Z drugiej strony potrafił tak się zdystansować, że nikt nie wiedział, o co mu chodzi. Albo wzbudzał podziw wypowiedziami po meczach. Przez większość czasu był po prostu gwałtowny, mimo to wszyscy chcieli go naśladować. Tak właśnie działał na ludzi.

Czy jakikolwiek angielski piłkarz mógłby sobie pozwolić na mówienie takich rzeczy jak Eric? W życiu! Gdyby zapytać Cantonę o jego słynne wypowiedzi, prawdopodobnie nieźle by się uśmiał – wydaje mi się, że kiedyś skomentował nawet, iż tekst o mewach, podążających za kutrem rybackim, to zwykły bełkot. Gdybym ja powiedział coś takiego, od razu zaproponowaliby mi pokój w psychiatryku!


Wziąwszy pod uwagę to, że kadencja Cantony na Old Trafford trwała zaledwie 4 i pół roku, jej wpływ na klub nabiera na znaczeniu jeszcze bardziej. Uważa się, że porażka United na europejskim froncie w 1997 roku – gdy miejsce w finale zdawało się pewne, choć ostatecznie to Borussia Dortmund zwyciężyła w półfinałach – była decydującym powodem odejścia Erica.

Cole dobrze rozumie ból Cantony po tamtym spotkaniu. Eric desperacko pragnął europejskiego triumfu, na który było nas wtedy stać. Przegraliśmy w Borussią na Old Trafford w 1997 roku i do dzisiaj wszyscy dziwią się, jak tego dokonaliśmy. Ja też nie wiem. Taka właśnie jest piłka nożna.


TAGI


« Poprzedni news
12 dni z Cantoną: Lider
Następny news »
12 dni z Cantoną: Wywiad, sierpień 06’

Najchętniej komentowane


Możliwość komentowania tego newsa jest już niemożliwa, z powodu upłynięcia 7 dni od czasu jego dodania.

Komentarze (0)


Nikt jeszcze nie skomentował tego newsa.
Wszystkie komentarze są własnością ich twórców. Serwis DevilPage.pl nie ponosi żadnej odpowiedzialności za treści komentarzy. W przypadku nagminnego łamania zasad netykiety osoby będą banowane bez możliwości odwołania.